Przedostatni weekend sierpnia, słoneczny dzień, ciepło, pogoda zachęca do aktywnego spędzenia niedzieli.
Kilka dni wcześniej luźne plany, które przeradzają się w rzeczywistość - jedziemy na Czantorię do Ustronia.
Blisko, ładnie, kilka atrakcji dla dzieci, jednym słowem idealne miejsce na niedzielny wypad.
Pod Czantorią meldujemy się około 11:00. Po zaparkowaniu samochodu, kierunek kolejna na górę. Oczywiście do kas kolejka, ale że pora jeszcze przed obiadowa, szybko się posuwa. Już po około 15 minutach mamy bilety i idziemy do kolejnej kolejki, tym razem już do miejsca, w którym wsiada się do kolejki i wjeżdża na górę.
Koszt przyjemności wjazdu na górę i z powrotem, to bagatela 18 zł dla osoby dorosłej a 16 zł dla dziecka.
Statystyczna polska, czyli 4-ro osobowa rodzina na dzień dobry wyda 68 zł.
Wjazd na górę zajmuje kilkanaście minut i jest widowiskowy, szczególnie dla dzieci, które jadą kolejką po raz pierwszy.
Podczas podróży na górę, radzę się szeroko i ładnie uśmiechać, bo wszystkim jadącym na górę robione są zdjęcia, podobne jak z fotoradaru, czyżby mierzyli prędkość wjazdu i wystawiali mandaty za zbyt szybką jazdę?
Prawie... tylko bez punktów karnych.
Wysiadamy z kolejki i musimy przejść koło skromnej, skleconej z płyt poliwęglanowych budki, w której stoi monitor i wyświetla nasze zdjęcie, jak wjeżdżamy na górę. Sprzedawcy nawet nie muszą nas zachęcać do kupna zdjęcia, bo jak większość też daliśmy się namówić do zakupu, bo przecież to pamiątka, bo to niepowtarzalne zdjęcie, bo wszyscy przecież kupują.
I takim oto sposobem z kieszeni wyparowało 8 zł, za zdjęcie, z wjazdu na górę.
Jeszcze dodrze nie zejdziesz ze stacji kolejki z już dzieci będą chciały gofra, bo przecież to obowiązkowy element wycieczki. No cóż, przecież pociechy mają mieć frajdę. Po kilku minutach w kolejce kupujesz gofry i znów niebieski banknot wyparował z portfela, bo gofr z posypką z cukru pudru to koszt 6,5 zł a ten sam gofr z bitą śmietaną, owocami i polewą to już prawie 10 zł.
Ufff zapchani słodkimi goframi i lżejsi o kilkadziesiąt złotych opuszczamy stację kolejki i udajemy się na pamiątkowe zdjęcia na polankę poniżej stacji.
Widoki przy ładnej pogodzie są wspaniałe. Widać Ustroń i okolicę w stronę Skoczowa.
Zbyt długo miejsca tam nie zagrzejemy, bo pociechy widziały z kolejki letni tor saneczkowy i już chcą nim zjeżdżać.
No cóż, po kilku minutach marudzenia ulegamy i idziemy a kierunku toru saneczkowego, lokalizując po drodze cennik zjazdów.
Pojedynczy zjazd 6 zł, dwa zjazdy, 10 zł, a jak ktoś ma liczną grupę, to 10 zjazdów kosztuje jedyne 45 zł.
Dodam, że kolejka do zjazdu jest zazwyczaj dość długa i kilkanaście minut w komitecie kolejkowym to bankowa sprawa. A ile wydamy za kilkudziesięcio sekundowy zjazd torem saneczkowym to już od nas zależy, czy będzie to jeden, dwa, czy kilka zjazdów.
Jak już nasze dzieciaki wyszumią się na torze saneczkowym, będą chciały zjechać kolejką w dół.
Wracając zauważą na pewno tor do zjazdu " w oponie" oraz dmuchany zamek. Bez wizyty na tych atrakcjach się zapewne nie obejdzie. Tutaj znów nasz portfel zostanie uszczuplony i kilkanaście złotych.
Po tych wszystkich szaleństwach trzeba jeszcze coś zjeść więc znów co najmniej niebieski banknot wyparuje z portfela. Polecam pizzerię po stokiem Czantorii. Smaczna pizza, duże porcje, np. spaghetti dla dzieci a ceny jak wszędzie.
Jak już szczęśliwie uda nam się podążać w kierunku parkingu, to po drodze musimy jeszcze stawić czoła namową dzieci, które będą chciały zakupić w ustawionych przy chodniku kramach "pamiątki". Zazwyczaj będą to zabawki, ciupagi, i inne gadżety, których cena rzadko kiedy jest niższa niż 10 zł.
Po szczęśliwym zapakowaniu rodziny do samochodu, możemy podsumować wypad i jeśli ktoś ma silne nerwy, podsumować finansową stronę naszej wycieczki.
Na koniec dodam tylko, że przez cały ten czas sprytnie ustawione miejsca sprzedaży usług i gastronomia, skutecznie zachęcały do kupna rzeczy, bez których można się obejść. Przez te akcenty, radość z wejścia/wjazdu na górę, zmienia się w radość z zakupów na wysokości około 900 metrów n.p.m. Chyba, że ktoś ma silne nerwy i potrafi się oprzeć pokusom, ale przyznam, że podczas pobytu na Czantorii niewielu takich widziałem. A "odporne" rodziny z dziećmi to już wyjątek od wyjątku. No cóż, sprzedawcy dobrze wiedzą, że najlepszym lekarstwem na kryzys są dzieci, ich zachcianki i reakcje na słowo NIE.
Podsumowując, miły, udany, spędzony na łonie natury dzień, który jeśli tylko trochę mniej by kosztował, byłby super. Polecam wszystkim wypad na Czantorię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz