20 maja 2014 roku rozpocząłem przygotowania do maratonu. W zasadzie to pierwotnie treningi rozpocząłem już w styczniu 2014 roku, ale zabrałem się za to zbyt ambitnie. Jako osoba, która nie biegała od kilku lat, zacząłem trenować dość ostro. Biegałem cztery dni w tygodniu i tak szybko, jak zacząłem, tak szybko trenować skończyłem. Po miesiącu treningów musiałem przestać, bo przesiliłem stawy w kolanach. Ciężko było mi chodzić, o robieniu przysiadów już nie wspomnę.
Ale po kilku tygodniach kiedy moje nogi wydobrzały, postanowiłem ponowić treningi. Tym razem lżej, rzadziej, z przygotowanym planem treningowym. Postanowiłem sobie, że z końcem roku przebiegnę maraton. Dodatkową motywacją był mój zakład, w którym założyłem się z moim znajomym Jackiem, że w nowym roku zaliczę bieg o długości maratonu. Jeszcze jednym bodźcem była waga łazienkowa, która podpowiadała mi, że jeszcze trochę i zacznie zamiast wagi wyświetlać napis: "Proszę wchodzić pojedynczo !" Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko wziąć się w garść, zaplanować treningi i zaliczyć królewski dystans.
Ale bakcyla do zaliczenia maratonu złapałem jeszcze w roku 2013. Zalążkiem mojego pomysłu był Michał Szafrański który prowadzi blog JakOszczędzaćPieniądze.pl. To niesamowity człowiek który psychicznie powstał jak Feniks z Popiołu. On również zaliczył maraton, ale nie miał tak łatwo jak ja. Jako fan sporów zimowych pewnego razu połamał sobie w górach obie nogi. Jakimś cudem lekarze poskładali mu je, poskręcali śrubami, wzmocnili kawałkami blachy i wsadzili na wózek inwalidzki. Ale Michał nie załamał się, nie pogodził się ze swoją sytuacją i wyznaczył sobie cel - Maraton. Magię celu opisywałem już na moim blogu. Rzeczy wydawać się mogła niemożliwa do zrealizowania. Z wózka inwalidzkiego na trasę maratonu. Ale to człowiek, który wie czego chce, ma wszystko doskonale zaplanowane (zwłaszcza sprawy finansowe) i konsekwentnie realizuje swoje plany.
Wyznaczył sobie cel i zrealizował go. Po wielu miesiącach rehabilitacji, po wielu wyrzeczeniach, litrach wylanego potu, po godzinach treningów, przebiegł maraton. Pokonał swoje słabości, zmienił swoje życie, udowodnił sobie że może osiągnąć wszystko. Nie poddał się, wyznaczył sobie cel, był konsekwentny i wytrwały i dopiął swego. Przebiegł maraton.
Całą swoją historię opisał na swoim blogu, i to właśnie Michał, jego blog i niesamowita historia zmotywowała mnie do działania. Ludzie sukcesu zaczynali od niczego. Ale znaleźli sobie mentora, który osiągnął wiele, zaczęli go naśladować i zaczęli osiągać podobne rezultaty.
Podobnie było ze mną. Po przeczytaniu historii Michała pomyślałem sobie, że jak Michał mógł przebiec maraton, to ja również mogę. On był poskręcany śrubami, jak mam tylko nieco nadwagi. Dam radę. Wyznaczyłem sobie cel, przygotowałem harmonogram treningów i wziąłem się do roboty.
Początki były trudne. Ciężko się biegało, ciężko było mi w ogóle wyjść na trening. Ale miałem przed sobą plan treningów, widziałem swój cel, wiedziałem, że jak wyjdę na trening, to wykonam mały krok w kierunku mojego maratonu. I wychodziłem, trenowałem i wracałem zadowolony, że zmotywowałem się do treningu i wykonałem kolejny, mały krok. A jak już zaczynałem marudzić, że mi się nie chce, że olewam ten cały maraton, to moja Kochana Żona Dorotka motywowała mnie do treningu - skutecznie. Mówiła, że jak zawalę plan treningowy to zaprzepaszczę wszystko, co do tej pory już wybiegałem, że będę miał do siebie pretensję, że wszystko zaczynam i nic nie kończę. I to działało i za to Ci moja Kochana Dziękuję.
28 czerwca postanowiłem, że spróbuję swoich sił w długim dystansie. I o dziwo, pokonałem półmaraton, przebiegłem ponad 22 kilometry. I ten dzień utwierdził mnie w przekonaniu, że jest sens w moim bieganiu, że mogę przebiec maraton, wystarczy tylko trenować wytrwale i osiągnę to, co sobie zamierzyłem.
I ten wielki dla mnie dzień nadszedł 20 września 2014 roku. Wszystko mi sprzyjało. Pogoda była idealna do biegania. Pochmurno, temperatura miedzy 15 a 20 stopni Celsjusza, bezwietrznie. Po prostu wyjść i pobiegać.
Z domu wybiegłem około 7:30 rano. w ręce miałem butelkę z napojem izotonicznym, w kieszeniach spodenek dwie paczki ciastek Belvita. Wcześniej już zaplanowałem sobie trasę biegu więc wiedziałem, gdzie mam biec.
Na śniadanie przed biegiem zjadłem bułkę kajzerkę z dżemem truskawkowym i banana. Dzień wcześniej na kolację wsunąłem makaron z dżemem i cukrem. Wszystko to miało dać mi energię na cały bieg. I dało.
Podczas biegu piłem wtedy kiedy czułem pragnienie, jadłem po jednym z ciastek co kilka kilometrów i dzięki temu miałem energię na cały dystans. Przyznam się szczerze, że były momenty w których zamiast biec, szedłem. Jak moje płuca i stopy odmawiały współpracy to zamieniałem bieg w szybki marsz i wtedy najczęściej jadłem ciastka i piłem.
Ale im bliżej było końca biegu tym więcej znów było biegu. Łatwo nie było, ale osiągnąłem to, co chciałem, przebiegłem królewski dystans maratonu. Na potwierdzenie załączam screen z Endomondo, na którym widać trasę którą biegłem, czas, spalone kalorie i jeszcze kilka innych, ciekawych danych.
Może nie jest to jakiś oficjalny maraton, nie ma ekstra dokładnego pomiaru czasu ale dla mnie jest to jedna z najważniejszych rzeczy jakie udało mi się w życiu osiągnąć. Pokonałem siebie, swoje słabości, swoje lenistwo i dokonałem rzeczy, która jeszcze pół roku temu wydawała się niemożliwa do wykonania.
Podczas biegu straciłem 2,3 kg wagi. Zważyłem się przed i po biegu i wynik dość mocno mnie zaskoczył.
Podczas czterech miesięcy treningów i przygotowań straciłem 10 kg. Do założonego celu jeszcze trochę mi brakuje, ale jeśli osiągnąłem jeden cel, to osiągnę i kolejne.
Ale nie osiągnął bym tego, gdyby nie pomoc Boga, który był cały czas ze mną. Dodawał mi sił, zdrowia i wytrwałości.
Drugą osobą, która przyczyniła się do mojego sukcesu i której chcę podziękować jest moja żona Dorota. Wspierała mnie, dopingowała w treningach i wierzyła, że mi się uda. Kochanie, dziękuję Ci za to, że byłaś ze mną i mnie wspierałaś. Jesteś Cudowna!
A trzecia osoba, to wspominany już Michał Szafrański. To od niego i jego bloga wszystko się zaczęło. Zapaliła się iskierka, zakiełkował pomysł, który przerodził się w czyny. Michał i jego blog zmienił nie tylko moje sportowe życie, ale i finansowy chaos w ład i porządek. To dzięki niemu zacząłem planować swoje wydatki, organizować budżet domowy, prowadzić blogi i zmieniać swoje życie na lepsze, co jest misją Michała, którą zaraża innych. Mnie zaraził swoim optymizmem, charyzmą i konsekwencją w działaniu i za to Michał serdecznie Ci dziękuję.
Na koniec dołączam filmik, który nagrałem zaraz po przebiegnięciu maratonu. To również są podziękowania ale nagrane "na żywo", na kilka sekund po zakończeniu biegu. Za jakość filmu i to jak wyglądam, z góry przepraszam, ale mam do tego prawo po ponad 4,5 godzinach biegu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz