Jakby nie patrzeć, dziś mamy 21 stycznia 2014 roku. Za oknem jakieś anomalie. Zaczął padać śnieg a temperatura spadła poniżej zera. Czyżby zima w końcu zawitała do południowej Polski? Chyba tak.
Czas więc palić w kominku tak, żeby nie marznąć. Ja robię to tak, jak na zdjęciu.
Ponieważ mój kominek jest dość spory, to na sam spód układam brykiet w kostkach RUF. W tym przypadku weszło 26 kostek, ale jak za oknem pojawi się minus 20 stopni, to zapewne wejdzie ich ponad 30.
Podkład ten będzie stanowił "akumulator" energii cieplnej, który będzie się długo żarzył i dzięki temu kominek długo nie wygaśnie.
Na kostki RUF-a układam trzy kawałki brykietu Pini Kay. Ponieważ dobrze się rozpala i daje dużo ciepła, pozwoli on na szybkie rozgrzanie się kominka, załączenie pompy obiegowej i szybkie rozkręcenie ogrzewania podłogowego.
Na koniec dokładam jeszcze kilka kawałków drewna, oraz cienkie drewienka na rozpałkę. W tym przypadku rozpałką jest pudełko kartonowe, wypełnione ... kawałkami kartonu.
Gdybym nie miał drewna, dołożył bym jeszcze trzy kawałki Pini Kay-a. Ale że mam sentyment do drewna, to jakiś jego zapas będę kupował na każdą zimę. Oczywiście dwa lata wcześniej. :-)
Po podłożeniu ognia najpierw zapaliły się suche, cienkie kawałki podpałki, które spadły na brykiet Pini Kay i kawałki buka. Potem zajął się brązowy brykiet i cieńsze kawałki buka. To solidnie rozgrzało kominek. Jak już solidnie się paliło, przymknąłem maksymalnie dopływ powietrza. To co się paliło, przygasło, ale dopaliło się do końca, podpalając kostki brykietu RUF. Ponieważ przymknąłem dopływ powietrza, grubszy kawałek buka i brykiet w kostkach żarzył się wolno, ale "na gorąco". Dzięki temu będę miał ciepło w domu przez kilkanaście godzin. A jak już wygaśnie w kominku, to pozostanie mi jeszcze 1000 litrów gorącej wody w buforze, która będzie mogła być wykorzystana do ogrzewania jak tylko temperatura w domu spadnie poniżej 20 stopni Celsjusza. No chyba że nie spadnie, bo jutro, około 17:30 znów podłożę w kominku i na nowo będę korzystał z uroków tego prawie idealnego źródła ogrzewania domu.
Dzięki takiemu załadowaniu kominka nie muszę dokładać do ognia co mniej więcej godzinę, nie wpuszczam dymu do salonu i nie martwię się, że dupa zmarznie mi w nocy. Kiedy rano wstanę, zapewne w kominku będzie jeszcze gorąco, i jeśli dorzucę do komory spalania kilka kostek brykietu, to będę miał ciepło aż miło.
Do szczęścia, w mojej instalacji ogrzewania brakuje mi jeszcze jednego ogniwa. Jeśli kiedyś przyjdzie mi budować kolejny dom, wiem już czym będę go ogrzewał. Zdradzę tylko tyle, że będzie to ogrzewanie drewnem lub półproduktami z drewna oraz odnawialnymi źródłami ciepła.
A czy Ty, czytelniku moich blogów palisz w kominku przekładańcem? Czy ten sposób palenia sprawdza się w Twoim kominku?
Zostaw swoje zdanie w komentarzu albo napisz do mnie na adres podany na stronie Współpraca.
---Dodano 22.01.2014 o godzinie 6:30 ---
Na zdjęciu widzisz mój kominek a właściwie tylko jego wnętrze i to, co zostało w nim po 12,5 godzinach od podłożenia ognia. Całą noc w kominku się żarzyło, a w domu temperatura ani na chwilę nie spadła poniżej 22,5 stopnia Celsjusza. Nawet podłogówka się wyłączyła i cała ciepła woda zasilała bufor, w którym woda miała rano 60 stopni Celsjusza oraz ogrzewał CWU, która miała rano 57 stopni Celsjusza, a kominek a właściwie jego front czyli szyba, ogrzewały dom.
Jak widzisz, sporo jeszcze brykietu zostało do wypalenia się. Podejrzewam, że jeszcze jakieś 3-4 godziny kominek będzie gorący, a później stopniowo będzie wygasał, ale jak będę w nim ponownie chciał rozpalić, około 17:30 to dorzucę tylko kilka kawałków podartego kartonu, kilka kawałków drewna na podpałkę, i znów będę się cieszył płonącym ogniem. A najważniejsze jest to, że cała instalacja ogrzewania nie wychłodzi się, a dzięki temu mniej energii zużyję do jej ponownego rozgrzania.
Tak trzymać i niech zima trwa jak najkrócej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz